Paul Anderson napisał i scenariusz i wyreżyserował. Dla niego Cooper i Penn zagrali w epizodach. Nieźle oddany klimat 70 's ale poza tym nuda i zawód. Niespecjalnie też przypadła mi do gustu dwójka głównych bohaterów. Plus to "Let me roll it" McCartneya z Wings w jednej ze scen. 5/10
Nom mam podobne wrażenia. Film nie był zły ale taki trochę dziwny. Spodziewałem się czegoś naprawdę innego i fajnego.
Bardzo czekałem na ten film i w końcu obejrzałem. Niestety zawód. Nic mi się tu nie trzymało kupy, bohaterowi mało ciekawi, nie kibicowałem im. Sean Penn zmarnowany tak jak Cooper. Ich wątki zostały ucięte i tyle. Myślałem, że to jakoś się połączy w całość ;/
Dokładnie tak. Jest nawet kilka fajnych scen, parę razy ma to spoko dynamikę, ale całościowo nic tu z niczym się nie klei, bohaterowie nic nie przeżywają, a końcowa decyzja bardziej kaprysem jest podyktowana, a nie faktycznymi przeżyciami. Taki związek byle jaki, co po tygodniu się rozpadnie.