Zanim powstał netfliksowy
"Luke Cage",
była szansa, że film o superbohaterze z uniwersum Marvela nakręci sam...
Quentin Tarantino. W roli głównej zobaczylibyśmy wówczas
Laurence'a Fishburne'a.
Getty Images © Barcroft Media Reżyser wystąpił w podcaście
Amy Schumer "3 Girls, 1 Keith", gdzie opowiedział o tym, jak planował przenieść postać na ekran kinowy:
To było w czasach przed tym całym syfem Marvela, po "Wściekłych psach" i przed "Pulp Fiction". Miałem pomysł, by nakręcić "Luke'a Cage'a". Dorastając, byłem dużym kolekcjonerem komiksów i moimi ulubionymi seriami były "Luke Cage: Hero for Hire" (później "Luke Cage: Power Man") oraz "Shang-Chi: Master of Kung Fu". Co mnie od tego odwiodło? Zniechęcili mnie moi znajomi komiksiarze, bo miałem pomysł, że idealnym odtwórcą roli Luke'a Cage'a byłby Laurence Fishburne, wyjaśnił
Tarantino.
Wszyscy kumple mówili natomiast, że to musi być Wesley Snipes. A ja na to: "słuchajcie, lubię Wesleya Snipesa, ale Larry Fishburne to praktycznie Marlon Brando. To jest gość". Narzekali jednak, że musiałby przypakować do roli, a Snipes już był w odpowiedniej formie. Powiedziałem im: "chrzanić to, nie to jest ważne. Wszystko zepsuliście!". Reżyser nie jest fanem serialu
"Luke Cage", w którym tytułowego bohatera zagrał
Mike Colter:
Szczerze mówiąc, jestem tym upierdliwym gościem, który uwielbia wersję tej postaci z lat 70. Nie jestem zbyt otwarty na to, by wymyślać go na nowo. Uważam, że pierwszy zeszyt z genezą bohatera jest idealny. To Marvel próbujący przenieść klimat kina blaxploitation do komiksów superbohaterskich. Uważam, że im się udało. Wystarczy wziąć ten pierwszy komiks, przepisać go na scenariusz i zrobić film. To jest właściwa era tej postaci.